Buy art     Exhibitions     News in     About the Artist     Certificates & Techniques    Contact / special commissions
"DEFORM: anatomia niepokoju"

autor: Sobiesław Książek

 

DEFORM: anatomia niepokoju

Manifest pierwszej wystawy w nowym stylu DEFORM
30 grafik – 30 krzyków – 1 ciało sztuki

To nie jest wystawa.
To jest rana.
Otwarta. Pulsująca. Prawdziwa.

DEFORM nie szuka piękna – ono się tu rozkłada.
Nie szuka harmonii – ona została pogrzebana pod warstwami manipulacji, przemocy i wewnętrznego chaosu.
To nie estetyka. To anatomia niepokoju.

Tu ciało nie jest ciałem.
To pole bitwy.
To archiwum bólu.
To forma zniekształcona, ale wciąż krzycząca swoją obecnością.

Każda z 30 grafik to fragment –
fragment człowieka, który nie miał prawa do pełni.
Fragment głosu, który nie mógł mówić.
Fragment spojrzenia, które zostało zasłonięte.
To nie portrety. To dowody zbrodni na tożsamości.

Styl DEFORM rodzi się z buntu.
Z odrzucenia doskonałości, która jest jedynie wygładzonym kłamstwem.
Z pragnienia, by mówić językiem szarpanych linii, brutalnych kontrastów i kolorów, które nie są ozdobą –
są śladem. Krwią. Prawdziwym wyciekiem emocji.

DEFORM to nie styl wizualny.
To diagnoza.
To próba uchwycenia, co dzieje się z człowiekiem, gdy społeczeństwo zaczyna go modelować, okrawać, formować jak glinę, aż zostanie tylko forma bez wnętrza.

To pierwszy cykl – anatomia Niepokoju – ale nie ostatni.
To początek drogi przez cienie i zdeformowane odbicia.
Drogi przez niewygodę, przez niewymawialne, przez te obrazy, które powinny być wymazane…
a jednak zostają – jak blizna.

To sztuka, która boli.
Bo tylko taka jeszcze mówi prawdę.

Sobiesław Książek

 
 

DEFORM: TO NIE JA
(DEFORM nr 1)

To nie ja się budzę z twarzą wymazaną paznokciem snu.
Nie ja krzyczę, kiedy cisza wbija mi gwoździe w język.
Zbyt wiele razy odklejano mnie od własnego kręgosłupa.
Jestem szkicem cudzego wstydu.
Nie podpisuję się pod tym ciałem.

Obca – w ramionach, które pamiętają,
choć ja zapomniałem.
Rozmazana jak błoto po deszczu,
które ktoś nazwał kobietą.

Napisałeś mnie krwią na ścianie,
ale twoja dłoń drżała zbyt estetycznie.
Przetrwałam w wersach, których nie napisałam.
W oczodołach mam echo,
a w gardle złamane lustro.

Nie dotykaj mnie spojrzeniem.
Nie pytaj o imię — ono się nie zgadza.
Jestem odbiciem, które nie wstaje rano.
Jestem nią, ale tylko na papierze.
To nie ja.
To nikt.

 

 

DEFORM: OSTATNI ODDECH
(DEFORM nr 2)

Oddycham przez rdzę,
bo powietrze zostało sprzedane.
Płuca jak dwa wygasłe bunkry,
pełne cienia i popiołu.

Nie znam już zapachu ciała.
Nie pamiętam własnego głosu.
Ten filtr to moja granica
między byciem a gniciem.

W oku maski widzę powidok -
człowieka, który przestał czekać.
Skóra to tylko błona
naciągnięta na spopielałe kości.

Wdech to walka,
wydech to kapitulacja.
Zielony świat umarł w haśle bezpieczeństwa.
Niebieski naramiennik - relikwia ostatniego poranka.

Chciałem być pomnikiem,
stałem się kapsułą strachu.
Oddycham ciszą,
która kiedyś była krzykiem.

 

 

DEFORM: RAMA MILCZENIA
(DEFORM nr 3)

Włożyłem twarz w puste miejsce,
bo nie chcę pamiętać, jak wyglądałem.
Czarny kwadrat - wygodniejszy niż oczy.
Ktoś kiedyś powiedział: „Zniknij kulturalnie.”

Więc zniknąłem.
Zamknąłem się w ramie.
Stałem się obrazem,
którego nikt nie powiesi.

Moje dłonie trzymają nicość
mocniej niż matka trzymała mnie za kark.
Pamięć paruje przez skórę -
codziennie mniej mnie w mnie.

Nie chcę już odbić się w lustrze.
Nie chcę być twoim synem, kochankiem,
nie chcę być żadnym z imion.

Pozostałem konturem mięsa,
które samo się nie nazywa.
Ilekroć krzyczę,
ramka dusi głos w aksamicie nicości.

 

 

DEFORM: ŚWIĘTA BEZ TWARZY
(DEFORM nr 4)

Odcięli mi głowę,
bo mówiłam zbyt czule o prawdzie.
Nie potrzebuję ust,
żeby milczeć boleśniej niż krzyk.

Cierniowa aureola
unosi się jak sarkazm nad pustką.
Niebieska jak chłód rozczarowania,
którym mnie karmili.

Ciało - pomnik sprzeciwu.
Nie wstyd, nie grzech, nie pokuta.
Blizny są moją liturgią,
a sutki - pieśnią o tym, co nieuniknione.

Nie patrz mi w tors,
tam nie znajdziesz wyjaśnienia.
Głowy brak,
bo zbyt wiele razy chciałam ją zachować.

To nie ciało zostało obdarte.
To społeczeństwo straciło szyję.
Zostałam -
święta bez oczu,
prawdziwsza niż ikona.

 

 

DEFORM: KLUCZ DO NICZEGO
(DEFORM nr 5)

Zamknęli mnie, zanim nauczyłam się oddychać.
Zamek nie chroni - zamek więzi.
Nie ma klucza,
bo nigdy nie było wolności.

Metal wbity w skórę
lepiej trzyma niż obietnice.
Oczy przyszyte ciszą,
żebym nie spojrzała zbyt głęboko.

Każda blizna zna swoje imię.
Każde imię - swojego właściciela.
Nie jestem kobietą,
jestem systemem zabezpieczeń.

Nie zdejmiesz mnie dotykiem,
nie otworzysz pocałunkiem.
Byłam zbyt miękka, więc mnie usztywnili.
Byłam zbyt prawdziwa, więc mnie zamknęli.

Miłość?
To słowo nie pasuje do zamka szyfrowego.
Jestem sejfem bez zawartości.
Pusta, ale nie dostępna.

 

 

DEFORM: TEKTUROWE SPOJRZENIE
(DEFORM nr 6)

Oczy są z papieru -
tanie, łatwe do podrobienia.
Przez dziurki patrzę na świat,
którego nie chcę widzieć.

Nie mrugam,
bo nie mam powiek.
Nie płaczę,
bo karton chłonie wszystko bez echa.

Patrzenie to teatr,
a ja gram w nim rolę bez scenariusza.
Kartonowe spojrzenie
nie zadaje pytań.

Mam twarz, która nie odpowiada.
Mam skórę, która nie wie, że żyje.
W środku pusto,
ale ramka trzyma się dobrze.

To nie oszustwo -
to adaptacja.
Widzę mniej,
więc boli mnie bardziej.

 

 

DEFORM: ZBROJA DLA JEDNEJ STRONY
(DEFORM nr 7)

Założyłam pancerz
na tę stronę, którą najczęściej uderzali.
Lewą zostawiłam nagą,
żeby nie zapomnieli, że jestem jeszcze człowiekiem.

Stal nie chroni przed wspomnieniem dotyku.
Ale przynajmniej milczy.
Nie dyskutuje z blizną,
nie kwestionuje bólu.

Nauczyłam się walczyć bokiem.
Nie frontalnie - zbyt wiele razy przegrywałam.
Zginęłam raz - psychicznie,
więc fizycznie nie mogę umrzeć drugi.

Zbroja ciąży.
Ale nie tak bardzo jak oczekiwania.
Nie mam miecza,
mam tylko spojrzenie, które się nie cofa.

Jeśli zaatakujesz-
trafisz w żelazo.
Jeśli przytulisz -
poczujesz chłód, na który zasłużyłeś.

 

 

DEFORM: WYKRĘCONA CISZA
(DEFORM nr 8)

Nie patrz na mnie —
bo nie wiesz, gdzie mam twarz.
Opuściła mnie,
gdy zaczęłam mówić za głośno do siebie.

Ciało zakręcone w spiralę niezgody,
wstyd wygięty jak kręgosłup po upadku.
Zamiast ust — otchłań.
Zamiast oczu — niewypowiedziane „dlaczego”.

Wessało mnie do środka,
a tam już nie było miejsca.
Pamięć płynie krzywo
po krawędziach żeber.

To nie taniec —
to konwulsja.
To nie kobieta —
to krzyk, który uciekł z ciała.

Dotknij mnie,
a wpadniesz do środka.
Zagubisz siebie szybciej,
niż zdążysz mnie zapamiętać.

 

 

DEFORM: ROZLANE SERCE
(DEFORM nr 9)

Ktoś mnie wyłączył.
Nie zgasł świat, tylko twarz.
Zamieniona w szum,
jak stacja bez sygnału.

Piersi żyją,
ale serce to tylko czerwony wyciek.
Nie pulsuje —
paruje z bólu.

To nie rana.
To komunikat:
„Nie podchodź, nie jestem już sobą.”

Zamazana jak wspomnienie.
Zbyt wyraźna jak trauma.
Nie chowam się —
po prostu mnie nie ma.

Z oczu zrobili transmisję,
ale nikt nie słuchał.
Z serca — dekorację,
ale nikt nie czuł.

Nie jestem martwa.
Tylko nieczytelna.

 

 

DEFORM: PRZEKREŚLONA
(DEFORM nr 10)

Powiedz coś -
a zgaszą ci twarz.
Jeden krzyż dla oczu,
drugi dla ust.

Nie jestem świętą.
Jestem zakazem.
Zamalowaną próbą bycia sobą.
Czarna taśma ciągnie się aż do duszy.

Widziałam za dużo,
więc mnie oślepili.
Mówiłam zbyt szczerze,
więc mnie wymazali.

Nie umarłam,
tylko zostałam odznaczona jako błąd.
Z ramienia ścieka czerwień,
jak wyrzut sumienia tego, który zaczął.

Jestem kobietą z paragrafu,
kalką krzyku,
który już nie wychodzi z ust.
Ale echo?
Echo wciąż pamięta moje imię.

 

 

DEFORM: WELON NICOŚCI
(DEFORM nr 11)

Nie mam twarzy,
bo nie przystoi mi mieć historii.
Zasłonili mnie -
żebym nie przeszkadzała w odbiorze rzeczywistości.

Ciało mówi,
ale komu wolno go słuchać?
Welon zmyty z koloru,
leży jak milczenie na czułym karku.

Nie byłam panną młodą,
nie byłam wdową.
Byłam „tą” -
zawsze „tą”, nigdy „kimś”.

Obrys ramion wciąż trzyma
ostatni dotyk, który miał znaczenie.
Ale twarzy nie da się przypomnieć,
gdy nikt jej nie zapamiętał.

Jestem posągiem wygodnego braku.
Jestem pamiątką tego,
czego nigdy nie nazwano po imieniu.

Więc wiszę -
na ścianie świadomości,
jak obraz, którego nikt nie zamówił.

 

 

DEFORM: ŻÓŁTY ŚLAD PO CZŁOWIEKU
(DEFORM nr 12)

Niczego nie mów.
Ta cisza ma więcej treści niż biografia.
Kapelusz z żółtą opaską
to jedyne, co im się ze mną kojarzy.

Reszta — ciemność.
Czerń, którą łatwiej przemilczeć.
Bo nie mają gdzie spojrzeć.
Nie mają do czego się odnieść.

Nie byłam kobietą.
Byłam konturem dobrze noszonego milczenia.
Żaden cień nie pada przypadkiem,
a ten – pożera mnie od środka.

Założyłam żółty znak,
żeby wiedzieli, gdzie kończy się nieistnienie.
Ale nikt nie podszedł bliżej.
Nikt nie zapytał, co kryje cień.

Może twarz?
Może nic?
Może jestem wszystkim,
czego boisz się rozpoznać.

 

 

DEFORM: WIDOCZNA NA WNĘTRZNOŚCIACH
(DEFORM nr 13)

Nie patrz mi w twarz -
i tak jej nie zobaczysz.
Ale moje serce
krzyczy na czerwono,
narysowane jak plan ewakuacji.

Zasłonili mi oczy,
bo za dużo widziałam.
Za dużo zrozumiałam
o tych, którzy tylko udają, że czują.

Ja nie udaję.
Moje żebra są otwarte jak drzwi,
których nikt nie chciał przekroczyć.

Być może jestem zbyt anatomiczna,
zbyt dokładnie obnażona.
Miłość to przecież fikcja,
która nie znosi szczerości krwi.

Więc stoję -
jak eksponat w sali,
gdzie wstęp wzbroniony dla empatii.
Widoczna na wnętrznościach.
Ukryta pod spojrzeniem.

 

 

DEFORM: PRZECIĘTA
(DEFORM nr 14)

Nie pytaj, co to za ślad.
To nie farba.
To granica -
między mną a tym, co już nie moje.

Pociągnięcie pędzla jak cięcie noża,
ale subtelniej.
Estetycznie.
Jakby ktoś chciał upiększyć ranę.

Twarz niepotrzebna,
bo i tak patrzysz na ciało.
Nie chciałam być nagą,
chciałam być opowiedziana.

A zostałam przekreślona.
Kolorem chłodnym,
jak odpowiedź:
„Nie, dziękuję.”

Ten gest nie zabija.
On wymazuje.
Ciało wciąż tu jest,
ale już nie moje.

 

 

DEFORM: BLIZNA W KSZTAŁCIE ZERA
(DEFORM nr 15)

Z tyłu - zawsze łatwiej zostawić ślad.
Nie muszą patrzeć w oczy,
żeby cię naznaczyć.

To zero nie oznacza pustki.
To znamię milczenia,
które ktoś napisał na moich plecach bez zgody.

Nie zapytałeś,
czy chcę nosić twoje błędy.
Po prostu mnie odwróciłeś
i napisałeś siebie na mojej skórze.

Nie widzę tego w lustrze,
ale czuję, kiedy oddycham.
Każdy ruch -
jak przypomnienie, że nie jestem nowa.

Mam przód,
ale przeszłość zawsze idzie za mną.
I nawet jeśli zasłonię oczy -
plecy będą mówić za mnie.

A to czerwone zero?
To nie brak.
To początek.
I koniec.

 

 

DEFORM: OBOK MNIE STAŁEŚ
(DEFORM nr 16)

Nie widziałam cię,
ale czułam, jak cień przecieka przez kręgosłup.
Nie dotykałeś,
a jednak zostawiłeś ślady.

Zasłonili mi oczy,
żebym nie mogła rozpoznać winnego.
Ale skóra pamięta.
I ona mówi dziś za mnie.

Twoje milczenie było zbyt głośne.
Twoja obecność zbyt bliska,
żeby uciec bez ran.

Staliśmy obok siebie,
ale to ja byłam naga.
To ja miałam zasłonięte spojrzenie,
żebyś nie musiał patrzeć.

Twoja ciemność nie miała kształtu,
a mimo to rzucała cień.
Nie wiem, czy jesteś przeszłością,
czy tylko snem o zdradzie.

Ale wiem jedno -
obok mnie stałeś.
I nic nie zrobiłeś.

 

 

DEFORM: ZMĘCZONA CIENIEM
(DEFORM nr 17)

Nie płaczę.
Już nie.
Łzy wyszły ze mnie dawno,
wraz z resztką nadziei.

Teraz tylko trwam —
pochylona,
jakby ciężar wspomnień
ważył więcej niż własne ciało.

Zieleń na twarzy
to nie zazdrość,
to rozkład światła w kobiecie,
która zbyt długo żyła w ciemności.

Nie mam siły na gest.
Nie mam języka na protest.
Mam tylko skórę,
która nauczyła się cierpieć bez słów.

W nocy śnię o cichości,
która nie boli.
W dzień uczę się oddychać,
choć każde wdech to rana.

Nie jestem smutna.
Jestem tylko zmęczona.

 

 

DEFORM: BRZYTWA W CIENIU
(DEFORM nr 18)

Nie trzymam jej dla ciebie.
Trzymam ją, bo lubię czuć,
że coś jeszcze mogę przeciąć.

Twarz w cieniu -
żebyś nie wiedział, kim jestem.
Bo może jestem tobą.
Może sobą,
a może kimś, kto przestał czekać.

Żółta rękojeść,
jak uśmiech przed aktem.
Zbyt żywa,
żeby pasować do tej ciszy.

Nie ostrzę jej -
ona jest gotowa od dawna.
Nie błyszczy -
bo nie musi.

Z brzytwą się nie dyskutuje.
Z brzytwą się nie negocjuje.
Z brzytwą się kończy zdanie,
którego nikt nie miał odwagi powiedzieć.

Więc patrz.
To tylko ręka.
I wybór.

 

 

DEFORM: TWARZ, KTÓREJ NIE BYŁO
(DEFORM nr 19)

Nie zapomnij mnie.
Nie możesz -
bo nigdy mnie nie poznałeś.

Moja twarz to czarna dziura.
Połknęła wszystkie twoje „jak masz na imię?”,
twoje „kim jesteś dla mnie?”.

Jestem kobietą bez odbicia.
Lustro mnie nie pamięta.
Dokumenty mają puste pole.
Ludzie mają wzruszenie ramion.

Chciałam mówić -
ale ust nie było.
Chciałam płakać -
ale bez oczu to tylko wewnętrzna powódź.

Czy można mnie pokochać?
Tylko jeśli nie patrzysz.
Tylko jeśli nie pytasz.

W mojej twarzy mieści się wiele osób,
ale żadna z nich nie została.

Nie jestem brakiem.
Jestem zapomnianą możliwością.

 

 

DEFORM: PRZEPALONY UMYSŁ
(DEFORM nr 20)

Nie widzę.
Ale to nie oczy mi zabrano.
Związali mi myśli,
żeby nie mogły dojść do końca.

Krew sączy się spod opaski
jak niechciana prawda.
Nie boli —
już nie.
Ból stał się codziennością.

Nie krzyczę,
bo gardło zamknięto razem z oczami.
Jestem świadkiem wewnętrznego pożaru.
I ofiarą ciszy,
która nie pyta o zgodę.

To nie opaska —
to wyrok.
Każda kropla krwi to słowo,
którego nie wypowiedziałem.

Patrzcie,
to nie symbol.
To głowa,
która za dużo rozumiała.

 

 

DEFORM: MASKA MILCZENIA NA KOŚCI
(DEFORM nr 21)

Ciało jeszcze pamięta dotyk,
ale twarz już dawno przeszła w kamień.
Nie ma powiek,
nie ma ust -
została tylko dyscyplina ciszy.

Za późno na krzyk.
Zbyt wcześnie na spokój.
Więc założyłam maskę,
żeby śmierć nie przemawiała zbyt głośno.

Nie chcę was straszyć.
Chcę tylko być obecna.
W kości nie wbija się wstyd,
ale wciąż można go nosić jak biżuterię.

Niebieski - kolor snu,
ale tu już się nie śni.
Tu się trwa,
aż wasza pamięć nas usunie.

Nie jestem przeszłością.
Jestem tym, co zostaje,
gdy z człowieka odpadnie wszystko,
co zbyt delikatne, by przetrwać.

 

 

DEFORM:  UŚMIECH NIE PODPISANY
(DEFORM nr 22)

To nie ja się śmieję.
To nie ja tak szczerzę zęby bez zębów.
Uśmiech wisi jak obca część ciała,
przyklejona do powietrza,
żeby ukryć brak twarzy.

Nie jestem zadowolony.
Jestem wystylizowany.
Goły,
żebyś mógł zobaczyć wszystko —
oprócz prawdy.

Czerwień uśmiechu
to farba,
albo krew po ostrym komentarzu.
Nie pytaj.
Nie analizuj.

To nie jest wyraz emocji.
To znak towarowy.
Zostałem oznaczony jak produkt
w magazynie ról społecznych.

Twarz nie była potrzebna.
Wystarczył grymas.
I ktoś, kto go uwierzy.

 

 

DEFORM: CIAŁO W ŁAŃCUCHU BEZ DECYZJI
(DEFORM nr 23)

Nie mam głowy.
Nie potrzebuję.
Nie pytają mnie o zdanie -
pytają, czy jestem posłuszny.

Łańcuch przechodzi przez pierś
jak linia graniczna.
Oddziela to, co czuję,
od tego, co powinienem czuć.

Nie zaciśnięto go mocno.
Wystarczyło, że zrobili to estetycznie.
Pięknie uwięziony -
to dziś najwyższy komplement.

Nie krzyczę,
bo nie mam gardła.
Nie myślę,
bo nie mam gdzie.

Ale ciało pamięta.
Ciało wie,
że każdy łańcuch zaczyna się od zgody.
I kończy na milczeniu,
które wygląda jak postawa wyprostowana.

 

 

DEFORM: NIE WIDAĆ SIEBIE
(DEFORM nr 24)

Nie jestem niewidomy.
Zostałem pozbawiony widzenia.
Nie przez los,
lecz przez projekt.

Zasłonili mi twarz blokiem.
Nie maską,
nie opaską,
ale czarną ścianą bez okien.

To nie symbol —
to instrukcja obsługi.
„Nie widzieć. Nie wiedzieć. Nie myśleć.”

Świat istnieje gdzieś obok,
ale ja istnieję tylko wewnątrz.
Zamknięty na głucho
we własnej czaszce.

Każdy dzień brzmi tak samo:
jak echo, które nie wraca.
Jak cień, który nie ma źródła.

Nie pytaj, kim jestem.
Bo nie wiem.
Nie widzę.
Nie czuję.
Nie jestem pewien, czy jeszcze patrzę z tej strony.

 

 

DEFORM: GŁOWA WBITA W ŻELAZO
(DEFORM nr 25)

Nie zgubiłem głowy.
Ona została wyrwana.
Zastąpiona kolekcją gwoździ,
jakby ktoś chciał przybić do mnie milczenie.

To nie są gwoździe pamięci -
one nie trzymają niczego.
One tylko są.
Wyrastają ze mnie jak pytania,
na które nie da się odpowiedzieć.

Krew nie tryska.
Już nie.
Teraz tylko sączy się cicho,
jakby wstydziła się, że jeszcze żyję.

Może głowa była zbędna.
Może myśl to tylko błąd konstrukcyjny.
Może łatwiej być narzędziem,
niż świadomością.

Zrób mi zdjęcie.
Podpisz: „Ten, który za dużo rozumiał.”
I powieś obok drzwi wyjściowych,
żeby każdy wiedział, jak kończy się pytanie.

 

 

DEFORM: MODLITWA DO WEWNĄTRZ
(DEFORM nr 26)

Nie składałam rąk,
żeby prosić o cud.
Złożyłam je,
żeby coś we mnie nie rozpadło się do końca.

To nie wiara.
To desperacja przebrana za rytuał.
Mój Bóg nie odpowiada -
on obserwuje w milczeniu.

Fiolet przez środek twarzy
jak rysa na porcelanie.
Nie maskuję jej -
uczę się oddychać przez pęknięcie.

Nie pytaj, w co wierzę.
Wierzę, że jeszcze jestem.
Wierzę, że pęknięcia nie zawsze oznaczają koniec.
Czasem to właśnie tamtędy wychodzi światło.

Ale dziś
jest tylko cień.
I dłonie,
które składają się jak skrzydła zbyt zmęczone, by latać.

 

 

DEFORM: GŁOWA PODNIESIONA CHOĆ ŚLEPA
(DEFORM nr 27)

Nie widzę.
Ale trzymam podbródek wysoko.
Bo jeśli mam być milczeniem,
to niech będzie godne.

Czerwień na ustach
to nie szminka.
To ślad po wszystkim,
czego nie powiedziałam na czas.

Szyja dźwiga więcej niż głowa.
W niej mieszka duma.
W niej mieszka pamięć
wszystkich słów, które zdławiłam.

Nie potrzebuję wzroku,
żeby patrzeć przez ludzi.
Nie potrzebuję języka,
żeby ich nie rozumieć.

Jestem kobietą,
która nie potrzebuje ratunku.
Tylko przestrzeni
na własne cierpienie.

I trochę ciszy,
która nie będzie mnie poprawiać.

 

 

DEFORM: TAM, GDZIE KRZYK NIE MA UST
(DEFORM nr 28)

Związano mnie
w miejscu, gdzie nie istnieją oczy
ani język.
Zrobiono to delikatnie.
Tak, bym się nie zorientował,
że już mnie nie ma.

Krew sączy się z milczenia.
Nie z ran.
Bo rany goją się.
A milczenie – rośnie.
Jak pleśń na ścianie,
której nikt nie chciał zauważyć.

Mówili:
„To tylko chwilowe.
Nie dramatyzuj.”
Więc zacząłem umierać
powoli, po cichu,
ze spuszczoną głową
i zasłoniętym gardłem.

Nie mogłem widzieć,
jak mnie wymazują.
To też było częścią planu.

Ale krzyk nie potrzebuje ust.
Wystarczy cień.
I czerwień,
która nie umie przestać płynąć.

 

 

DEFORM: I WTEDY ZNIKASZ NAPRAWDĘ
(DEFORM nr 2
9)

Zawiązali mi oczy,
gdy już nie miałem czym patrzeć.
Nie wiem, czy ze strachu,
czy z przyzwyczajenia.
Może chcieli mieć pewność,
że nie wrócę do światła.

Nie mam twarzy.
Nigdy nie miałem.
Ludzie widzieli to, co chcieli.
Ja – nic.

Czerwony materiał
to ostatnia myśl,
która chciała się wyrwać
i nie zdążyła.

Czy można płakać,
nie mając oczu?
Czy można krzyczeć,
jeśli nie istnieje gardło?

Tak.
W milczeniu, które zostaje,
gdy znika człowiek,
a zostaje ciało,
jak ślad po wymazanym haśle
na kartce modlitwy.

 

 

DEFORM: OSTATNI OBRAZ, ZANIM ZAMKNIESZ POWIEKI
(DEFORM nr
30)

Zawiązali mi oczy,
bo widziałam za dużo.
Nie świat, lecz jego kłamstwa.
Nie twarze, lecz maski,
które nigdy nie spadają.

Milczenie nie jest już wyborem -
jest formą obrony.
Tyle słów spłonęło mi w gardle,
że zostały tylko zgliszcza
- miękkie jak popiół sumienia.

Nie płaczę.
Nie błagam.
Nie czekam.
Nie jestem ofiarą -
jestem pustką, która przetrwała.

Ostatnia rana jest w oku,
choć nikt jej nie widzi.
A ostatnia prawda
to ta, którą wypowiada ciało,
gdy dusza już odchodzi.

To już koniec.
Nie zdejmuj opaski.
Zamknij książkę.
Ale nigdy nie zamykaj siebie.

 

 

To nie był tylko cykl grafik.
To był krzyk.
Cichy, drżący i brudny.
Przez trzydzieści prac opowiedzieliśmy historię zdeformowanego spojrzenia — tego, które nie chce się już podobać.
Nie woła o aprobatę. Nie szuka ukojenia.

DEFORM to nie była forma – to była rana, która nigdy nie miała się zagoić.
Każda kreska, każde pęknięcie, każdy ślad dłoni – powstawały z potrzeby rozedrganego wnętrza.
Nie chcieliśmy zapraszać widza. Chcieliśmy go rozbroić.
Zburzyć jego symetrię. Odebrać mu pewność.
Bo tylko wtedy sztuka przestaje być ozdobą, a staje się ciosem.

Dziś zamykamy ten rozdział.
Nie dlatego, że już nie boli.
Ale dlatego, że wiemy, iż ból musi iść dalej.
W nową przestrzeń.
W kolejne prace.
W następne ciała i twarze, które nie będą milczeć.

Dziękujemy tym, którzy odważyli się spojrzeć.
Tym, którzy nie odwrócili wzroku.
I tym, którzy w swojej własnej deformacji odnaleźli echo.

DEFORM to nie forma. To bunt.
I bunt nie ma ostatniego słowa.

Sobiesław Książek
Laboratorium Formy
19.07.2025