Buy art     Exhibitions     News in     About the Artist     Certificates & Techniques    Contact / special commissions
"Akta Czerwieni..."

autor: Sobiesław Książek

 

Akta Czerwieni

- prolog wystawy

Wszystko zaczęło się od ciszy.
Takiej, która dzwoni w uszach jak wystrzał bez echa.
Na białym tle życia pojawiła się rysa –
cienka linia, pęknięcie, dowód.

Nie było ciał – tylko kształty.
Nie było krzyku – tylko plamy.
Nie było wyjaśnień –
ale każdy obraz mówił więcej niż zeznania.

Czerwień tu nie jest kolorem.
To rana.
To podpis sprawcy.
To przerwana myśl, która przebiła płótno.

Zebraliśmy 25 śladów.
25 graficznych zbrodni.
25 wersji prawdy – zmyślonej, przeżytej, prześnionej.
Do każdej z nich dopisaliśmy wiersz.
Nie po to, by zrozumieć –
lecz by nie zapomnieć.

Bo sztuka pamięta inaczej niż ludzie.
Widzi to, czego nie chcemy widzieć.
Zatrzymuje moment,
w którym zbrodnia staje się poezją.

Wejdź ostrożnie.
To są Akta Czerwieni.
Zamknięte w liniach.
Otwierane spojrzeniem.

- Sobiesław Książek

 
 
pokój trzynasty
Akta Czerwieni... nr 1
 

Na klamce wisi cisza –
jak ciężar nieopowiedzianej nocy.
„Do Not Disturb” to już nie prośba,
to ostrzeżenie, spisane krwią.

Numer 13 – przekreślony przez przeznaczenie,
namalowany w pośpiechu,
jakby sama ściana bała się prawdy.
Zamek się nie broni. On pamięta.

Ktoś zostawił rękę w pół gestu.
Chciał wyjść? A może wejść za daleko?
Czerwień na futrynie
to nie sztuka – to zbrodnia, która się nie domyka.

Klucz zawiśnie jak pytanie,
którego nie wolno zadać.
Pokój już widział za dużo,
ale ściany milczą lojalnie.

Drzwi uchylone –
między światem żywych
a echem tych, którzy nie wrócili.

Nie przeszkadzaj.
Nie wchodź.
Zostało tylko milczenie i akt.

 
 
odcisk winy
Akta Czerwieni... nr 2
 

Nie pytała, co się stało –
wiedziała od razu.
Krew mówi szybciej niż słowa,
a palec drży jak wskazówka na sekundzie zbrodni.

Twarz w rozsypce,
rozpacz jeszcze niepewna,
czy to rana, czy objawienie.
Cisza w ustach – ale oczy krzyczą.

To nie jej krew,
ale już nie cudza.
Dotknęła czegoś,
czego nie da się zmyć.

Kropla spadła jak wyrok.
W tle – plama, jak echo zdarzenia.
Zbrodnia zostaje w dłoniach,
nawet jeśli nie trzymały broni.

Odcisk winy nie znika.
Nie trzeba śledczego –
wystarczy sumienie.

A ono właśnie
zacisnęło palce.

 
 
linia ognia
Akta Czerwieni... nr 3
 

Krzyk przebił czas,
nim dym opadł.
Nie było już odwrotu –
tylko linia, którą przekroczyła z palcem na spuście.

Nie wyglądała jak morderczyni,
aż do chwili, gdy spojrzała w lunetę gniewu.
To nie była zemsta –
to był wyrok wypowiedziany bez sądu.

Ciało upadło jak znak zapytania.
Krew rozlała się jak przecinek
między „dlaczego” a „już za późno”.
Cisza nie nadeszła – bo krzyk nie ucichł.

To nie była ona.
To była chwila, która ją połknęła.
Jedno uderzenie serca
i wszystko stało się czerwone.

Linia przecięła świat na pół:
ofiara – kat,
ból – ulga,
przed – po.

I żadnej gwarancji,
że którakolwiek strona była właściwa.

 
 
sekcja sumienia
Akta Czerwieni... nr 4
 

Nie była tylko ciałem –
była pytaniem bez odpowiedzi.
A on – bez rękawiczek
przeciął je jak papier.

Czerwień mówiła więcej
niż raport sądowy.
Krew wyznaczała kontury
niewypowiedzianej prawdy.

Nie patrzył jej w oczy.
Patrzył pod skórę.
Szukał nie serca –
a powodu.

Może chciał znaleźć winę.
Może ukrywał swoją.
A może tylko był jednym z tych,
co umieją ciąć, ale nie zszywać.

Okno – czerwona kropka słońca,
świadek bez zeznań.
Stół stalowy jak wyrok.
A śmierć –
wciąż ciepła,
jakby chciała coś powiedzieć.

 
 
zimne odbicie
Akta Czerwieni... nr 5
 

W lustrze cień, w kapeluszu mrok,
Zgasłe spojrzenie wbite w wzrok.
Szkło jak pajęczyna pękło w złości,
Krwawy ślad – dowód obecności.

Z tyłu coś piecze, coś pali, coś tnie,
To nie odbicie – to cios w mnie.
Ręka drży, dotyk jest chłodny,
Zabójca z lustrzanej przeszłości wygodny.

Czy to ja go zabiłem w snach,
Czy on mnie zepchnął w kłamstwa strach?
Twarz znajoma jak krzyk bez dźwięku,
Zatruta cisza w jednym pęknięciu.

Kto spojrzy w lustro, ten zna prawdę,
Nie zawsze trupem bywa martwe.
Krew wypływa na podłogę,
Cień wychodzi – nie mam drogi.

Zimne odbicie – cichy ślad,
Zbrodnia bez ciała. Ale to ja.

 
 
latarnia milczenia
Akta Czerwieni... nr 6
 

Pod stopami kałuża  nie wody, lecz winy,
Głowa kobiety w czerwonej równinie.
Nie krzyknie już - usta zasnęły,
Włosy jak rzeka, co śmiercią się ścieli.

Latarnia drży, jakby coś wiedziała,
Światłem obnaża to, co ciemność chciała.
Cień mężczyzny – zgięty, jakby pokutował,
Albo… znowu na ofiarę polował.

W oczach martwych wciąż pytanie,
Czy to miłość? Czy zapomniane znamię?
Czy znał jej imię, gdy ostrze wbił?
Czy uciekł potem, czy może się śnił?

Bruk pamięta, asfalt nie zmyje,
Krew woła - a nikt nie żyje.
Tylko latarnia, świadek bez głosu,
Płonie nocą w czerwonym chaosie.

Gdy spojrzysz na nią, drgniesz bez słowa -
Czasem milczenie to zbrodnia gotowa.

 
 
ostatnie połączenie
Akta Czerwieni... nr 7
 

Kręcił palcem — sześć, potem cztery,
W słuchawce — cisza, aż pękały bary.
Krew płynęła spod cyfr bez wyrazu,
Jakby telefon znał koniec obrazu.

Ręka drżała — czy to strach, czy grzech?
A może głos, który oddał mu dech?
Czerwień spływała po czarnym plastiku,
W każdej kropli — ślad krzyku, paniki.

Dzwonił… do kogo? Do Boga, do kata?
Czy może do siebie — z wnętrza dramatu?
Liczby nie kłamią, są chłodne jak stal,
A krew mówi wszystko, gdy zabrakło ciał.

Wybierz ponownie — jeśli masz śmiałość,
Ale w tej sprawie zgasła już cała zawiłość.
To nie sygnał, to echo zbrodni,
Telefon zabił — nim zdołał się połączyć.

 
 
portret z odciętą dłonią
Akta Czerwieni... nr 8
 

Za szkłem pękniętym — twarz bez tchu,
Cień kobiety, jak ślad po krzyku.
Obraz mówi więcej niż raport śledczy,
Wystarczy spojrzeć — tu już nikt nie zaprzeczy.

Dłoń na ramce, zimna, odcięta,
Jak podpis zbrodni, której nie pamięta.
Czy to jej ręka? Czy to sprawcy ślad?
Krew zastyga, a czas wciąż zadaje cios w takt.

Usta na fotografii już nie wypowiedzą,
Kto tu kogo zranił, a kto zadał śmierć przez zdradę.
Czy patrzyła, jak ostrze się zbliża?
Czy lustro pękło, bo zniosło zbyt wiele zła?

Ten portret żyje — żyłami z krwi,
To nie martwa scena, to zapis win.
A dłoń wciąż drży… choć już bez życia —
Jakby chciała podpisać wyrok bez pokrycia.

 
 
ostatni cień
Akta Czerwieni... nr 9
 

Czerwona plama jak zamknięta rana,
Na zimnej posadzce leży nieznana.
Sukienka wchłania ostatnie słowa,
Zgasła już lampa, noc się nie chowa.

Cień na ścianie – bez twarzy, bez ciała,
Zostawił milczenie, gdzie śmierć przystała.
Dwie żarówki, jak oczy bez duszy,
Jedna wciąż świeci, druga się kruszy.

Krew płynie wolno, jak list niedokończony,
Zbrodnia – bez świadków, bez spowiedzi, bez obrony.
Czy spała spokojnie, czy krzyczała w mroku?
Czy znała zabójcę? Czy zginęła dla uroku?

Cisza tu krzyczy, sufit drży echem,
A śmierć – znów wyszła z cienia z uśmiechem.
Gdy światło gaśnie, prawda ucieka,
Pozostaje cień – morderca z daleka.

 
 
strona wyrwana z zeznań
Akta Czerwieni... nr 10
 

Rozdarł stronę - jakby serce pękło,
Krew wsiąkła w papier, wcisnęła się miękko.
Każde słowo było jak nóż bez litości,
Zdradzało prawdę bez cienia wierności.

Księga krzyczała, lecz nie miała głosu,
Zamknięta w kałuży kłamstw i chaosu.
Klucz wisiał cicho - jak wyrzut sumienia,
Nie otworzy nic, co już w ogniu spełenia.

Czemu wyrwał? Co chciał ukryć w panice?
Czyje nazwisko zniknęło w tajemnicy?
Czerwień jak podpis – niechciany, ostatni,
Zamknął rozdział, choć był nieprywatny.

Tylko papier świadkiem, tylko atrament,
Zbrodnia zapisana, nim zniknie dokument.
Nie ma zwrotów, nie ma poprawek,
Jest tylko cisza i cień bez objawek.

 
 
zawieszony wyrok
Akta Czerwieni... nr 11
 

Zaciśnięta pętla jak ostatnia myśl,
Która już nie wróci, choćbyś krzyczał dziś.
Cień się rozrasta, jakby wciąż żył,
Choć światło zgasło i czas się zmył.

Liść krwawi z piersi jak wyrzut sumienia,
Czy to przebaczenie, czy kara istnienia?
Gałązka jak świadek, milczy wciąż twardo,
Choć ciało w bezruchu, sumienie wciąż gardło.

Na ścianach czerwone odbicia cierpienia,
Sznur nie wybacza - nie zna wahania.
Czy sam podszedł? Czy został zmuszony?
Czy zbrodnia czy litość? - świat jest zbyt płonny.

Zawisł jak pytanie bez odpowiedzi,
Jak krzyk w lesie, co nikogo nie wzbudzi.
Czerń go pochłania, lecz serce się broni,
Bo nawet w śmierci - coś jeszcze się ploni.

Wyrok już wisi, lecz cisza to kłamstwo,
Bo z każdą nocą - wraca to dziwactwo.
Nie pętla, lecz wina trzymała go w górze,
A liść? To znak. Że koniec był w naturze.

 
 
kołysanka z kalibru
Akta Czerwieni... nr 12
 

Kołysko, kołysko, śpiewem zbroczona,
Na poduszce krwi ślad — jak łza porzucona.
Rewolwer śpiewał, choć nie znał melodii,
Jego nuty tną ciszę bez litości i zgody.

Głos się unosił — jak ptak z płonącego lasu,
Między snem a strzałem, w cieniu hałasu.
Nie płacz, dziecino — już nie będzie snów,
Zamiast kołyski — marmur, zamiast słów.

Czy matka to była, czy kusicielka nocy?
Czy śmierć wyśpiewana w rytm niemocy?
W pustym pokoju echo się sączy,
Pościel już zimna, a księżyc milczący.

Nuty jak łuski spadają na ziemię,
Śpiew wciąż trwa — w zbrodni brzmienie.
Każdy wers to rana, dźwięk bez ratunku,
Kołysanka w walce, na granicy rozumu.

Nie pytaj „dlaczego?” — to był finał pieśni,
Gdy broń gra ostatni akord — nic nie uleci.
Kołysko, kołysko, śpij już bez lęku,
Cień cię ukołysał… w krwawym podzięku.

 
 
milczenie fotela
Akta Czerwieni... nr 13
 

W milczeniu siedzi czarne oparcie,
Pamięta krzyk i krwawe wsparcie.
Na dywanie — kałuża ciszy,
W której nóż prawdę zapisze.

Nie ma ciała, lecz jest rana,
Ktoś tu przyszedł... i znikł bez śladu z rana.
Fotel nie drgnął, nie zdradził lęku,
Choć widział zbrodnię — bez mrugnięcia w oku.

Na ścianie dłoń jak duch wybita,
Zimna, niema, jak ofiara skryta.
Czy to zbrodniarz? Czy to cień sumienia?
Czy przypadkowy ślad bez imienia?

Krew jak zeznanie spisane na podłodze,
Z nożem jak podpis w czerwonej przygodzie.
Nie pytaj fotela, on nic nie powie,
Tylko meble w milczeniu trwają w żałobie.

 
 
połączenie zerwane strzałem
Akta Czerwieni... nr 14
 

Zabrzmiał dzwonek w pustym holu,
Głos drżał po drugiej stronie bólu.
Nie zdążył wyznać, nie zdążył krzyknąć,
Kula przecięła ciszę — nie mogła zniknąć.

Telefon – świadek ostatniej rozmowy,
Krwią się splamił, czerwony, gotowy.
Nie padły słowa, lecz padł wyrok,
W słuchawce umarł głos i spokój.

Palec na cyferblacie – nieruchomy,
Ktoś próbował dzwonić... czy do domu?
Zegar nie tykał, milczał kabel,
Śmierć rozłączyła ich bez tabel.

Pistolet dymił jeszcze z gniewu,
Jakby strzegł sekretu złego zewu.
A dźwięk dzwonka – ten ostatni dźwięk,
Brzmi echem w ciemności... jak wyrzut sumień.

 
 
zegar śmierci
Akta Czerwieni... nr 15
 

Zegar wskazał godzinę zbrodni,
Cień mężczyzny w ciemności płodny.
W dłoni ostrze, zimne, twarde,
W oczach — cisza, krzywda, prawdę.

Nie padło słowo, nie było krzyku,
Tylko szept noża w serca rytmu.
Krew popłynęła w sekund strugach,
Miłość — zakończona w bólu i długach.

Na ścianie — czas, nieubłagany,
Zamarł dokładnie o szóstej rano.
Zegar zapamiętał moment zgonu,
Jakby w nim biło serce domu.

Zdrada? Namiętność? Chora pasja?
Zazdrość o spojrzenie, o głos, o hasła?
Nie wiemy, co było, lecz w kącie ciszy,
Słychać, jak zbrodnia w ciszy się pisze.

 
 
odcisk winy
Akta Czerwieni... nr 16
 

But zanurzony w kałuży krwi,
Cisza głośniejsza niż krzyki dni.
Na podłodze — ślad jak podpis,
Wyrok wydany bez sądu, w ciszy.

Ofiara czołga się przez ostatki,
Cień ją śledzi — bez litości, matki.
Czerwone plamy — mapa zbrodni,
Każdy odcisk — list miłosny z otchłani.

Ktoś tu przyszedł, nie po przebaczenie,
Zostawił ślady i brudne sumienie.
Nie spojrzał wstecz, nie zawahał się,
Zamknął za sobą martwą treść.

Czy trop się zgubi w miejskim zgiełku,
Czy winny przepadnie w tłumie, bez lęku?
Nie — krew pamięta, podeszwa zdradza,
Ślad prowadzi… do tego, co wraca.

 
 
pod żarówką
Akta Czerwieni... nr 17
 

Żarówka wisi - naga, jak prawda,
Rozświetla kłamstwo, gdy cisza zapada.
Ciało kobiety w czerwonym bezruchu,
Oczy zamknięte, jak drzwi w przedpokoju.

Nóż wciąż świeży, w dłoni bez drżenia,
Śmierć tu nie krzyczy - to tylko scena.
Zgasły emocje, lecz światło się pali,
Zabójca czeka… jakby coś w niej ocalił.

Czy ją znał? Czy kochał do chwili?
Czy tylko zgasł - gdy ona się myli?
Czerwień na sukni jak pęknięta róża,
Miłość i zbrodnia - tak blisko się wtłoczą.

Za progiem mrok, za żarówką blizna,
Zgasną światła - zostanie tylko przepaść.
Bo każda zbrodnia to błysk - potem ciemność,
A w środku człowiek… i jego bezimienność.

 
 
rękawiczka dowodu
Akta Czerwieni... nr 18
 

Na dłoni biało - lecz nie bez winy,
W śladzie czerwieni pulsują godziny.
Rękawiczka - jak maska, jak fałsz,
Ukrywa gesty, rozcina twarz.

Nie zostawił śladów, tak myślał pewnie,
A jednak krew - pamięta sumiennie.
Milczy ulica, deszcz zmywa grzechy,
Lecz cień zostaje — głęboko, bez echa.

Detektyw? Sprawca? A może brat?
W ręce narzędzie, co sądzić ma świat.
Każdy palec - jak rozkaz bez słowa,
Każda plama - to nowa opowieść krwawa.

Nie powie nic - ta rękawiczka,
Lecz zdradza wszystko — bez szelestu, bez pisku.
W labiryncie prawdy, złudzeń i strachu,
Zaczyna się śledztwo — od jednego ruchu.

 
zjazd bez powrotu
Akta Czerwieni... nr 19
 

Drzwi windy zatrzasnęły prawdę,
w połowie gestu, w połowie zdrady.
Krew — jak podpis, krwisty ślad,
na podłodze, gdzie zgasł ślad.

Ręka w czerwieni — czy wzywa pomoc?
A może to echo zbrodniczych emocji?
W górę czy w dół? Strzałki milczą,
w kabinie cisza, jak przed obliczem wilków.

Nie ma ciała — jest tylko fragment,
narracja urwana jak zacięty dramat.
Czy próbował uciec, czy zabić z lęku?
Windy nie pytają — znają kierunek.

Każde piętro to inny trop,
każde zatrzymanie to nowy szok.
Śmierć jeździ w pionie, nie w poziomie,
szuka tych, co utknęli w sobie.

Ostatni dźwięk? Nie krzyk, a ding,
winda odjeżdża — z duchem w cieniu wind.

 
 
taśma dowodowa
Akta Czerwieni... nr 20
 

Usta czerwone jak znak przestępstwa,
wypowiadają ciszę pełną szeptów.
Taśma się kręci, nagrywa kłamstwa,
aż prawda spływa w kroplach efektów.

Szpula jak serce bije nerwowo,
pluje słowami, co zabiły znowu.
Nagranie drży jak wyrok bez sądu,
głos - świadek zbrodni w rytmie pogromu.

Język się plącze w dowodach krwi,
śledczy słucha, a noc się śni.
Kto mówił pierwszy? Kto zamilkł w próżni?
W mikrofon wpada cień duszy.

Prawda krzyczy, lecz nikt nie słyszy,
taśma przewija wszystko w ciszy.
Każde słowo jest jak ostrze,
nacięcie pamięci - ciemne, podskórne.

Nagrywasz? Zgrywasz? A może żyjesz?
W tym śladzie dźwięku - wszystko zginiesz.

 
 
odłamki tożsamości
Akta Czerwieni... nr 21
 

W krawędzi szkła zatrzymał się krzyk,
usta rozcięte o wspomnień cień.
Twarz w kawałkach – każdy to trik,
co prawdę łamie na tysiąc scen.

Nie spojrzysz w oczy, bo patrzą z wnętrza,
odbicie złudne, pełne sprzeczności.
Każdy fragment ma inne serca,
co tętnią bólem i samotności.

Czerwień na ustach – znak oskarżenia,
czy pocałunek, czy rana zbrodni?
Lustro kłamstw nie zna milczenia,
rejestruje ofiary codziennych wojny.

To, co rozbite, nie wróci w całość,
choć twarz się składa jak złudne puzzle.
Każdy z odłamków to inna żałość,
zaklęta w bliznach i w ciszy dłużnej.

Zobacz się jeszcze – nim stłuczesz więcej.
Ktoś z drugiej strony wciąż patrzy – ręce…

 
 
osiem kropli ciszy
Akta Czerwieni... nr 22
 

W ciemnym cieniu niedopowiedzeń,
głowa unosi się jak sen.
Zgasły oczy, brak przestrzeni,
cisza spływa przez atrament.

Plama krwi jak znak zapytania,
osiem kropli – ślad ostatnich słów.
Złowieszcza przerwa w dialogu ścian,
ktoś zamilkł, zanim usłyszał znów.

Twarz wchłonięta przez ciemności,
usta pełne martwych nut.
Światło łamie się w niemocy,
dźwięk już dawno poszedł w tłum.

To nie śmierć, lecz zawieszenie,
niedopowiedziany wstęp.
Ktoś odpłynął – bez imienia,
z krzykiem schowanym gdzieś w tle.

W próżni wiruje krwawy przecinek,
milczenie stawia ostatni znak.

 
 
ostatni wagon
Akta Czerwieni... nr 23
 

Siedzenia milczą, nie znają świadków,
szyny prowadzą do snu bez powrotu.
Pociąg jedzie, choć już bez celu —
na stole ślad ust, czerwień jak notatka.

Cisza zawisła między poręczami,
jak niedokończony dialog w półśnie.
Pasażerka wysiadła bez słowa,
zostawiła zapach, bliznę i gest.

Nikt nie widział, jak się rozpływała,
nikt nie słyszał, jak zniknął jej śmiech.
Tylko czerwień szepcze przez laminat,
że to miejsce pamięta jej grzech.

Okno drży w rytmie sekretu,
wagon chwieje się jak sumienie.
Na końcu torów nie ma peronu,
tylko cień, co cofa wspomnienie.

W tym wagonie całował morderca,
albo wspomnienie, co nie chce umrzeć.

 
 
krucza depesza
Akta Czerwieni... nr 24
 

Krucze skrzydła – jak klątwa, jak cios,
na białym papierze rozlał się los.
W dziobie – wiadomość, co krew jeszcze sączy,
list bez nadawcy, z pieczęcią rozpaczy.

Skrzekiem rozdziera ciszę wśród świtu,
na dziobie — kropla, jak ślad po konflikcie.
Szpony jak podpis, co drży na kopercie,
wiadomość z mroku, z pogranicza śmierci.

Czytał ktoś słowa? Czy tylko je czuł?
Czy kruk był sędzią, czy tylko posłuch?
Czy list był wyrokiem, czy tylko modlitwą,
co nie doszła nigdy, lecz stała się bitwą?

Pióra jak czerń, co połknęła dzień,
a oczy — jak punkty, co zgasły w cień.
Kruczy cień tańczy, na ścianie się wspina,
czy to posłaniec? Czy może dziewczyna?

Między pazurem a literą — prawda,
której nie krzykniesz, gdy noc jest zbyt twarda.
A w kropli — wspomnienie, miłości konanie,
bo list ten nie przyszedł… lecz wrócił pytaniem.

Czy to, co nadeszło — było, czy śni się?
Kruk milczy. Krew kapie. Papier się marszczy.

 
 
pod latarnią
Akta Czerwieni... nr 25
 

Na rogu milczenia, gdzie światło się łamie,
leży cień wspomnienia, rozlany na bramie.
Latarnia jak świadek o jednym oku,
mruga bez szeptu w bezdennym mroku.

Czerń wsiąkła w bruk jak zbrodnia bez winy,
krzyk gdzieś przepadł — zaginął bez przyczyny.
Nie ma stóp, co odejdą, nie ma dłoni,
jest tylko plama, co czasu się broni.

Szkarłat jak znak, co mówi „tu było”,
czyjeś życie się tutaj zbyt szybko skończyło.
Nikt nie zapuka, nie zadrży framuga,
noc nie rozróżnia: miłość czy intryga.

Głuche echa w szybie drżą jak łzy,
światło wycina z ciemności kształt zły.
Pod lampą — bez twarzy, bez imienia,
został tylko dowód — plama istnienia.

Czy to ofiara? Czy może kat?
Ktoś zmył dłonie, a ktoś przestał trwać.
Noc się wycofa, ulica obudzi,
ale cisza tej plamy nie zdradzi jej ludzi.

 
 
list bez nadawcy
Akta Czerwieni... nr 26
 

Otworzyłem kopertę jak ranę na dłoni,
a w środku – krzyk, co ciszę przegoni.
Papier drży jeszcze echem wyznania,
lecz atrament to krew — nie słowa kochania.

Nie ma adresu, nie ma podpisu,
tylko plama jak zbrodnia bez uścisku.
Czyjeś sumienie przesiąkło arkusz,
zamiast wiersza – wyrok w szkarłatnym farszu.

Może to list pożegnalny z winą,
albo rozkaz – chłodny, bez imion.
Czerwień na bieli jak ślad po dotyku,
który zostaje po śmierci w pokoju.

Czas nie odczyta tej jednej strony,
bo treść spłynęła spod czyjejś dłoni.
Ten list nie krzyczy — on cicho płacze,
jakby w nim uwięzły ostatnie znacze.

I tylko koperta, jak trumna z papieru,
niesie w milczeniu swój sekret bez sercu.

 
 
ślady w górę ciszy
Akta Czerwieni... nr 27
 

Krok po kroku, w czerwieni zapis,
na schodach prawdy – milczący zapis.
Każdy ślad pulsuje wspomnieniem,
którego nie zmyje żadne pragnienie.

Wchodził czy schodził – nie wiadomo,
czy niósł wyrok, czy wracał z trwogą.
Krzyk ugrzązł w tynku jak cień,
cisza gęstnieje jak śmiertelny cień.

Latarka zgasła, światło nie drgnie,
a echo stóp – jak bicie w klatkę.
Krew na stopniach – alfabet nocy,
co nie ma początku, nie zna pomocy.

To nie ucieczka, lecz manifest losu,
każdy odcisk jak cios bez głosu.
Ktoś szedł tamtędy – zostawił ślady,
nie żeby wrócić - lecz by zniknąć bez rady.

I tylko te schody – wciąż czekające,
jakby znały finał, wciąż milczące.

 
 
zapłon
Akta Czerwieni... nr 28
 

Na zimnym betonie stalowa puszka,
w brzuchu jej płynie noc – gorzka i duszna.
Nie pachnie winem, nie pachnie żalem,
to zapowiedź krzyku w płomiennym finale.

Wylało się coś, co śni się w strachu,
zapałka niepotrzebna – wystarczy oddech.
Ślady czerwieni w czerni utonęły,
jakby czas sam podpisał wyrok bez celu.

Ktoś niósł ją pewnie, bez drżenia dłoni,
jak niesie się zemstę – w martwej harmonii.
Czy była ofiara, czy tylko scena?
Czy ogień zakryje to, co nie do powiedzenia?

Ściany milczą, powietrze drży,
jakby zapłon miał nadejść w tej właśnie chwili.
Zbrodnia bez ciała, tylko cień na podłodze,
i dusza benzyny w niemej zagrodzie.

Płomień jeszcze nie wstał – ale już wie,
że dziś nie umrze tylko to, co złe.

 
 
krzesło w cieniu
Akta Czerwieni... nr 29
 

W kącie pokoju, gdzie światło nie wchodzi,
stoi krzesło – niemym świadkiem tragedii.
Skrzypi wspomnieniami, gdy nocą się zbliża,
a cień na ścianie powtarza czyjś krzyk.

Szkarłatny ślad spływa z siedziska,
jakby słowa wstydliwie uciekły z ust.
Kabel zwinięty jak serpentyna złości,
leży jak wąż, co zgubił jad i sens.

Tu ktoś był. Tu ktoś zamilkł.
Tu czas nie poszedł dalej.
Więzy nie zaciśnięte – czy żal, czy łaska?
A może ktoś się wymknął wbrew przeznaczeniu?

Ściany patrzą. Milczą.
Podłoga wchłonęła to, co najgorsze.
Nie ma ofiary – jest decyzja.
Nie ma sprawcy – jest echo.

Krzesło puste, lecz historia pełna.
Cień nie drży, lecz zna imię bólu.
Kabel – niemy wąż sumienia.
A czerwień – jak podpis pod wyrokiem.

 
 
zatrzymany czas
Akta Czerwieni... nr 30
 

Na tarczy zegara ślad krwi jak godzina,
Czerwień przeszłości wciąż się przypomina.
Wskazówka martwa – na ziemi spoczywa,
Jakby ostatni krzyk czasu spisywała.

Zegar nie tyka, nie płynie już dalej,
Coś się wydarzyło – lecz nikt nie widział.
Ktoś przerwał wieczność uderzeniem stali,
Zamroził chwilę, gdy cisza krzyczała.

Czas się nie leczy, czas się wykrwawia,
Złamana godzina, co prawdy nie zdradza.
Minuty uciekły, godziny umarły,
Sekundy na podłodze jak szkło – rozprysły.

Tu była zbrodnia, lecz bez świadków, cieni,
Zegar – jedyny, co prawdę wciąż zmieni.
Jego cyferki – krwawy alfabet,
Na ścianie historii niechciany plakat.

Czy ktoś tu wróci, by wskazówki skleić?
Czy znów popłynie ten rytm – bez nadziei?
Czasem wystarczy jedno pęknięcie,
By czas zapomniał, że ma gdzieś dokończenie.

 
 

Zamknięcie Akt

- epilog wystawy

Ktoś zgasił światło.
Nie wiadomo, czy to koniec –
czy dopiero cisza przed kolejnym rozdziałem.

Czerń nie zniknęła.
Ona przylgnęła do spojrzeń.
Do snów.
Do resztek światła w oczach.

Każda z grafik pozostała jak odcisk palca –
na siatkówce.
Na duszy.
Na kartotece wyobraźni.

Wiersze nie wyjaśniają.
One podsuwają pytania pod drzwi sumienia.
Szepczą:

to mogło być o tobie.
to mogło być dziś.

Zamykamy Akta Czerwieni
nie dlatego, że śledztwo zakończone –
lecz dlatego, że czas
wymknął się z dowodów.

Wyjdź, jeśli potrafisz.
Ale pamiętaj:
kiedy raz spojrzysz w zbrodnię przez sztukę –
ona patrzy na ciebie
z powrotem.

– Sobiesław Książek