Buy art     Exhibitions     News in     About the Artist     Certificates & Techniques    Contact / special commissions
"DEFORM: Kintsugi Ciała i Umysłu"

autor: Sobiesław Książek

 

DEFORM: Kintsugi Ciała i Umysłu

Zawsze fascynowały mnie pęknięcia.
Nie te doskonałe – ale te, które rozcinają ciało i zostają z nami na zawsze.
Blizny.
Rysy.
Linie, którymi zapisuje się przeszłość na skórze i w spojrzeniu.

Ta wystawa jest o nich.
O tym, co zostało złamane – i nie wróci już do pierwotnej formy.
Ale może stać się czymś głębszym, prawdziwszym, pełniejszym.

W cyklu DEFORM: Kintsugi Ciała i Umysłu” łączę dwie energie: brutalność deformacji i czułość naprawy.
Czerpię z japońskiej filozofii kintsugi, w której to, co pękło, zostaje scalone nie po to, by ukryć ranę – lecz by ją podkreślić. Złotem.
Rysa staje się opowieścią.
Ból – formą piękna.

Każda z tych prac to fragment – emocji, wspomnienia, gestu.
To twarz rozdarta między światłem a cieniem.
To ciało posklejane z kawałków jak porcelana.
To krzyk, który nie potrzebuje słów.
To cisza, która drży jak powierzchnia wody.

Maluję ludzką kondycję w symbolicznym języku – czarnym tuszem, białym tłem, czerwienią słońca i złotem blizn.
To moje DEFORM – surowe, brutalne, ale uczciwe.
Nie naprawiam świata.
Ale próbuję go zrozumieć, przez jego pęknięcia.
Może właśnie tam kryje się prawda.

Nie chcę mówić, że wszystko da się uleczyć.
Nie chcę udawać, że ból jest piękny.
Ale wierzę, że można go przemienić.
W obraz.
W gest.
W ślad.

I właśnie tym jest ta wystawa.
Nie zakończeniem, ale procesem scalania.
Nie rekonstrukcją tego, co było – ale stworzeniem czegoś nowego z tego, co zostało.

- Sobiesław Książek

 
DEFORM: PĘKNIĘTA TWARZ
(DEFORM nr 1)
 

Pęknięta twarz

W świetle poranka rozpadła się cisza,
twarz kobiety – jak księżyc w nowiu – półpełna.
Wspomnienia wędrują wzdłuż złotych blizn,
jak karpie w strumieniu – niesione wodą zapomnienia.

Jej oko – zamknięte – śni o dniu, którego nie było,
a drugie, roztrzaskane, patrzy w wieczność.
Z każdej szczeliny wypływa cicha rana,
a jednak nie płynie z niej krew, lecz światło.

Koło za głową – czerwona pieczęć słońca,
które widziało zbyt wiele, by jeszcze grzać.
Fragmenty myśli odlatują jak liście w wietrze,
zanim opadną – są piękne tylko raz.

Nie błaga – nie prosi – jest spokojem,
który przyjął pęknięcie jak imię.
Jej milczenie ma formę kamienia w ogrodzie,
a skóra mówi głosem traw i skał.

Czy to jeszcze twarz?
Czy już naczynie przechowujące cierpliwość?
Rysa to nie koniec, lecz ślad przejścia bogów.
Piękno zbudowane na ruinie.

Tylko pustka jest doskonała – a ona bliska jej.

 
DEFORM: BLIZNY PLECÓW
(DEFORM nr 2)
 

Blizny pleców

Na jego plecach – ścieżka burz
wyryta złotem, jakby piorun zostawił wspomnienie.
Nie odwraca się – idzie w przyszłość,
niosąc tyłem wszystko, co już przeszło.

Każda blizna to historia bez słów,
kiedy ciało staje się pergaminem duszy.
Złamane linie – posklejane godnością,
nienazwane, lecz wieczne jak góry.

Słońce za nim – czerwone, milczące –
przypomina o porankach po bólu.
Czerń odpada jak łuska starego życia,
zostawiając miejsce na światło.

Nie ma hańby w pęknięciu,
jeśli niesie w sobie siłę przemiany.
Samuraj nie potrzebuje miecza –
wystarczy, że stoi wyprostowany.

Ciało zna ciężar upadków,
lecz wciąż rośnie ku górze.
W kręgosłupie płynie złoto jak żywica,
sklejając cierpienie z dumą.

Z tyłu – historia. Z przodu – przestrzeń.
A on – między nimi – nienaruszony.

 
DEFORM: SERCE KINTSUGI
(DEFORM nr 3)
 

Serce kintsugi

Pękło raz – i drugi –
a jednak wciąż bije, złote w swojej ranie.
Nie ma miłości bez zranień,
nie ma blasku bez pęknięcia.

W środku – burza,
na zewnątrz – spokój tuszu i milczenia.
Złamane żyły zalane światłem,
jak rzeka, która wróciła do koryta.

Nie zaszyto go igłą,
ale oprawiono w złoto – świętość kruchości.
Serce nie krzyczy – szepcze,
że ból to nauczyciel o cichym głosie.

Każda rysa opowiada inną historię,
każdy odłamek wrócił, by zostać.
Nie rozpadło się na zawsze –
złożyło się w coś więcej niż przedtem.

W samym środku krwi – światło,
które świeci nie z siły, lecz z przebaczenia.
Kto je nosi – ten zna czułość bez obrony,
i walkę bez broni.

Złamane serce – najprawdziwsze.

 
DEFORM: ZŁAMANE DŁONIE
(DEFORM nr 4)
 

Złamane dłonie

Dłonie, które kiedyś trzymały świat,
teraz unoszą jedynie pył.
Każdy palec to wspomnienie chwili,
gdy coś ważnego wymknęło się z rąk.

Popękane od ciszy i ciężaru,
jak porcelana po trzęsieniu duszy.
Lecz nie ukryto ran –
oprawiono je w złote wstęgi pamięci.

Z tych dłoni już nic nie ucieka,
choć nie są szczelne – są prawdziwe.
Każda linia to droga powrotu
z ciemności do czułości.

Nie służą już do walki,
lecz do składania z siebie świątyni.
Ich drżenie – to modlitwa
o jedno więcej: dotyk.

Gdy coś się łamie,
rodzi się przestrzeń na światło.
Dłonie te nie są już narzędziem –
są świadectwem.

 
DEFORM: OKO W CHAOSIE
(DEFORM nr 5)
 

Oko w chaosie

Z jednego oka spływa światło,
z drugiego - przeszłość jak popiół.
Nie ma powiek, tylko pęknięcia
po bitwach stoczonych wewnątrz.

Złoto nie skleja spojrzenia -
ono nim pulsuje,
jakby widzenie
było aktem przetrwania.

Czerwona kula za źrenicą
to nie słońce, lecz rana.
W niej odbija się świat
zniekształcony jak pamięć.

Odłamki wokół wirują bez ładu,
lecz oko nie mruga -
jest świadkiem każdej ruiny
i każdego początku.

Z chaosu rodzi się ostrość.
Z pęknięć - świadomość.
To oko widzi więcej
niż chciałbyś unieść.

 
DEFORM: KRZYK ROZDARTY
(DEFORM nr 6)
 

Krzyk rozdarty

Z ust nie wypływa dźwięk -
wypływa wszystko, co nie wytrzymało.
Krzyk jak rozbłysk -
łamie powietrze na złote nici.

Twarz pęka jak gliniana maska
noszona zbyt długo.
Każdy mięsień, każda zmarszczka
to echo zamrożonej furii.

Czerwona kula za głową
to nie słońce, to eksplozja.
Niebo się rozstępuje -
w środku jest pustka.

Nie pyta już o winnych.
Nie czeka na przebaczenie.
Tylko otwarte gardło
wydaje rozkaz: przetrwaj.

Złoto spina to, co się rozsypało,
ale krzyk nie zna granic.
Jest ogniem,
jest raną,
jest modlitwą pękniętego ciała.

 
DEFORM: BLIZNY PLECÓW
(DEFORM nr 7)
 

Blizny pleców

Cisza dotyka pleców jak dłoń -
łagodna, ale świadoma ran.
Złote ścieżki kruszą skórę,
jak pioruny, które nie chcą odejść.

To nie pęknięcie - to historia.
Każda linia mówi: przetrwałam.
Nie ma tu łez,
tylko światło w szczelinach.

Ramiona niosą ciężar lat,
niewypowiedzianych „nie”,
ukrytych krzyków,
milczących decyzji.

Słońce za ciałem -
okrąg wiecznego oddechu.
Czerwień nie wstydzi się bólu.
Ona go oświetla.

Plecy jak krajobraz po burzy.
Blizny jak złote drogi
na mapie wnętrza.
Idź nimi -
znajdziesz tam siłę.

 
DEFORM: CIAŁO JAK CERAMIKA
(DEFORM nr 8)
 

Ciało jak ceramika

Ciało - misternie uformowane,
jak dzban z cienkiej gliny.
Każde pęknięcie to oddech,
każdy odprysk to imię.

Nie złamało się nagle,
lecz przez tysiąc dni ciszy.
Słowa jak młotki,
dotyk jak zimna stal.

Złoto nie ukrywa ran -
ono je unosi jak modlitwę.
Linie blasku płyną po piersi,
spływają aż do miednicy.

Kobiecość nie potrzebuje maski,
gdy krucha jest siłą.
Każdy fragment ciała
jest świątynią przetrwania.

Oto ceramika duszy:
szczeliny opowiadają wiersze,
których nigdy nie wypowiesz.
Ale możesz je pokazać.
I wtedy milczenie staje się sztuką.

 
DEFORM: ZŁOTY LOT
(DEFORM nr 9)
 

Złoty lot

Z popękanego ramienia
wyrasta skrzydło nocy.
Nie z dumy - z bólu,
nie z chwały - z potrzeby ucieczki.

Słońce spada za plecy,
jak ciężar niedokończonego dnia.
Ciało nie zna lekkości,
lecz zna kierunek.

Złote blizny są jak żyły światła,
ciągną się przez kręgosłup ku niebu.
Każdy upadek był próbą lotu,
każdy lot - odkupieniem.

Nie ma tu triumfu,
jest tylko oddech i wznoszenie.
Skrzydło drży w milczeniu,
ale jest gotowe.

Powietrze przyjmuje tych,
którzy nie boją się być naprawieni.
Bo tylko pęknięte istoty
potrafią wznieść się najwyżej.

 
DEFORM: CIAŁO W ODŁAMKACH
(DEFORM nr 10)
 

Ciało w odłamkach

Wstaję z pustki,
rozsypany na skrawki wspomnień.
Każdy odłamek to krzyk,
który nigdy nie zabrzmiał.

Złoto łączy to, co nie do złączenia -
nie naprawia, lecz przywraca sens.
Moje żebra jak świątynne kolumny
pękły od ciężaru przemilczeń.

W środku huczy czerwone słońce,
jakby wstyd palił mnie od wewnątrz.
Ciało nie jest już jednym,
ale nie jest też niczym.

Być może rozpad
jest początkiem formy.
Odłamki nie muszą wracać,
mogą krążyć wokół serca.

Chodzę po krawędziach własnych ran,
ale każdy krok
to deklaracja życia.

Nie muszę być cały,
by być prawdziwy.

 
DEFORM: TWARZ Z ZASŁONĄ
(DEFORM nr 11)
 

Twarz z zasłoną

Połowa mnie zna światło,
druga — nigdy nie wstała ze snu.
Zasłona z włosów i milczenia
ukrywa to, czego nie chcę pamiętać.

Cień trzyma mnie za rękę,
lecz złoto przecina go jak wspomnienie.
Moje oczy - jedno czujne, jedno zamglone,
patrzą w przeciwne strony duszy.

Nie jestem jednością,
lecz trwaniem na granicy rozłamu.
Złamane policzki błyszczą,
bo noszą szlachetność pęknięcia.

Czy możesz mnie widzieć w całości,
gdy połowa tonie w nocy?
Czy mogę być kobietą,
gdy jestem tylko pytaniem?

Rozsypuję się spokojnie,
każdy kawałek to prawda.
Złota blizna nie leczy -
ona mówi: „Byłam i przetrwałam.”

 
DEFORM: RYTUAŁ PĘKNIĘĆ
(DEFORM nr 12)
 

Rytuał pęknięć

Na kolanach - nie w upadku, lecz w modlitwie
ciało oddaje ciszy swoje rozdarcia.
Każde pęknięcie jak mantra,
każda rysa - ścieżka ku wnętrzu.

Złoto płynie jak łzy wstydliwe,
ale nikt tu nie płacze.
To ceremoniał blizn,
gdzie ból przywdziewa godność.

W skórze - zapis dni, które bolały,
w kościach - szmer dawnych strat.
Nie chcę być doskonałością,
chcę być świadomym powrotem do siebie.

Ziemia przyjmuje mnie bez osądu,
czerwony krąg spala wstyd.
W tej ciszy kruszeją stare role,
a człowiek znów staje się istotą.

Jest piękno w klęknięciu
gdy nie prosisz o ratunek,
lecz o przebaczenie dla samego siebie.

 
DEFORM: ROZDARTE SPOJRZENIE
(DEFORM nr 13)
 

Rozdarte spojrzenie

W oku kobiety - północ i południe,
cień i blask stykają się na linii złota.
Twarz mówi: „Byłam całością”,
lecz spojrzenie - „teraz jestem prawdą”.

Każdy odłamek skóry pamięta
słowa, których nie wypowiedziano.
Milczenie stało się lustrem,
w którym odbija się wszystko.

Spojrzenie przecina jak miecz,
ale nie w celu zadania bólu.
To nóż chirurgiczny świadomości,
odsłaniający ranę ukrytą za uśmiechem.

Wokół niej - czerwień jak księżyc w pełni,
świadek każdej nieprzespanej nocy.
Złote żyły - to nie ozdoba, lecz droga
po której wraca do siebie powoli.

W jej spojrzeniu pękają kłamstwa,
kruszeje porcelana iluzji.
Z tego rozdarcia rodzi się spojrzenie
którego nie sposób już odwrócić.

 
DEFORM: ŁZY ZŁOTA
(DEFORM nr 14)
 

Łzy złota

Złoto spływa z jej oczu -
nie jak ozdoba, lecz jak rana.
Każda łza błyszczy ciężarem
którego nie uniósł nikt inny.

Nie ma krzyku, nie ma gestu,
tylko twarz milcząca jak księżyc.
W środku niej - porzucona świątynia,
pęknięta, ale wciąż święta.

Cierpienie nie zostało ukryte,
zostało wypolerowane do światła.
Nie ma wstydu w tych bliznach,
jest tylko czysta obecność.

Złote linie nie skrywają wstydu,
a opowiadają historię przetrwania.
To nie rysy - to podpis czasu
na skórze z porcelany duszy.

W ciszy tej twarzy brzmi dzwon,
który bije tylko w środku.
Łzy złota nie spadają na ziemię -
unoszą się jak modlitwa bez słów.

 
DEFORM: DWOISTOŚĆ
(DEFORM nr 15)
 

Dwoistość

Z lewej - światło, z prawej - noc.
Dwa brzegi rzeki, jedno ciało.
W spojrzeniu cisza,
w sercu burza bez burzy.

Nie ma tu walki,
jest tylko współistnienie.
Jasność nie zna siebie
bez cienia pod powieką.

Złota linia - kręgosłup istnienia,
splata rozdarcie jak mistrz kaligrafii.
Co było raną, stało się granicą,
a granica - drogą do wnętrza.

W tej podzielonej postaci
bije jedno serce.
I choć pękło wiele razy,
zawsze wracało do środka.

Czy to światło zwycięża,
czy ciemność tuli w objęciach?
Nie wiesz - i to jest prawda.
Ciało zna odpowiedź,
duch ją niesie w milczeniu.

 
DEFORM: PĘKNIĘTY TORS
(DEFORM nr 16)
 

Pęknięty tors

Z lśnienia klatki piersiowej
wykwita złote rozdarcie.
Nie jest raną.
Jest opowieścią.

Pod skórą z popiołu
biją ognie przeszłości.
Między mięśniami - echo
złamanych przysiąg.

Ciało - jak góra po trzęsieniu,
a jednak wciąż stoi.
Każda blizna to podpis
na pergaminie cierpienia.

Zamiast wstydu - światło,
zamiast bólu - rytm oddychania.
Ten tors nie broni, nie walczy,
on niesie siebie w godności.

Złoto pęknięć nie świeci dla świata -
świeci dla wnętrza.
Bo siła nie leży w sile,
lecz w tym, co przetrwało pęknięcie.

 
DEFORM: CIAŁO JAK NACZYNIE
(DEFORM nr 17)
 

Ciało jak naczynie

Wypalone w piecu czasu,
ciało nosi ślady formowania.
Nie jest doskonałe -
jest prawdziwe.

Spękane linie biegną przez tors
jak rzeki wspomnień po suszy.
Każda szczelina mówi:
„Tutaj byłem. Tu przetrwałem.”

Ramiona - uchwyty pamięci.
Szyja - szyjka kruchego dzbana.
Serce bije w glinianym wnętrzu
jak echo uderzenia pędzla.

Złoto nie zakrywa ran,
ono je czci.
Jak mistrz kintsugi
nie leczy - lecz uznaje.

To ciało nie pragnie gładkości,
pragnie świadectwa.
Bo naczynie, które pękło
i zostało scalone - nie zapomina.

 
DEFORM: TWARZ W SIECI
(DEFORM nr 18)
 

Twarz w sieci

Cisza jak papier ryżowy,
a na nim cienka siatka blizn.
Twarz - nie zwierciadło, lecz mapa
prowadząca do serca.

Każde pęknięcie to droga
przez wspomnienia bez światła.
Złoto przecina czoło,
jakby myśl miała wagę metalu.

Oczy jak zamknięte bramy,
czekają na oddech zen.
Splot linii i spojrzenia -
to nie maska, lecz świadectwo.

Sieć nie więzi, lecz splata.
Każdy węzeł to krok w stronę prawdy.
Twarz, choć rozbita,
mówi: „Jestem. Przetrwałam.”

Jak liść w jesiennym wietrze
nie opada, lecz wiruje.
Bo piękno rodzi się nie z gładkości,
lecz z odwagi noszenia pęknięć.

 
DEFORM: MASKA WOJOWNIKA
(DEFORM nr 19)
 

Maska wojownika

W ogniu wschodzącego słońca - twarz,
zaciśnięta jak pięść, poszarpana gniewem.
Nie krew, lecz złoto spływa pęknięciami,
łączy kamień i duszę w jedno.

Rogi nie są bestią, lecz wspomnieniem
bitwy toczonej wewnątrz.
Szczęki drżą jak bramy świątyń
uderzane przez wiatr decyzji.

Maska nie skrywa, lecz ochrania
delikatność ukrytą pod gniewem.
Każdy odprysk to moment hańby
i triumfu splatających się.

Wojownik nie szuka zemsty -
szuka ciszy po wrzasku.
Każda zmarszczka, każdy cień
to wers zapisany w ciele.

Zbroja twarzy to pamięć bólu,
lecz w niej - światło, nie ciemność.
Bo kto zna własną furie,
ten ujarzmia chaos.

 
DEFORM: ROZPAD I POWRÓT
(DEFORM nr 20)
 

Rozpad i powrót

Z popiołów dnia - cień wstaje powoli,
krocząc wśród odłamków własnego ja.
Każda szczelina - znak przemiany,
każdy fragment - historia utracona.

Ciało pęka nie z bólu, lecz z przebudzenia,
jak lód pod pierwszym słońcem wiosny.
Złamane ręce nie błagają,
one już wiedzą, co znaczy powrót.

Złote blizny nie wstydzą się ran,
noszą je jak herby duszy.
Tam, gdzie rozpadło się serce,
kiełkuje spokój bez słów.

Niebo czerwieni się nad barkami -
słońce świadkiem odrodzenia.
To nie ruina - to nowa struktura
oparta na pamięci cierpienia.

Rozpad był początkiem.
Powrót - wyborem.
A w środku, jak źródło:
człowiek, który przestał uciekać.

 
DEFORM: KINTSUGI DŁONI I STÓP
(DEFORM nr 21)
 

Kintsugi dłoni i stóp

Dłonie otwarte - jak drzwi wspomnieniom,
stopy - jak korzenie w popiołach dni.
Każdy krok niesie echo porażki,
każdy dotyk - gest przebaczenia.

Złote linie wiją się przez palce,
mapy minionych decyzji i błędów.
Nie ma ciała bez ciężaru,
nie ma ruchu bez przeszłości.

Chód bolesny, lecz prawdziwy,
dotyk delikatny, lecz świadomy.
Pod paznokciami kurz dawnych bitew,
na podeszwach - milczenie dróg.

To nie są rany - to ścieżki,
to nie są pęknięcia - to rytuał.
Ręce już nie sięgają po broń,
lecz po obecność w świecie.

W stopach - kierunek,
w dłoniach - wybór.
Kintsugi nie skleja,
kintsugi przemienia.

 
DEFORM: ZŁOTE KRĘGI
(DEFORM nr 22)
 

Złote kręgi

Cisza rodzi się w środku głowy,
gdzie pęknięcia tworzą święty krąg.
Niebo nie spada, lecz wiruje,
jak złote linie wokół duszy.

Nie jestem ciałem - jestem środkiem,
który rozchodzi się falą światła.
Kręgi pulsują jak oddech,
rozlewając się poza skórę.

Każda blizna to promień,
każda rana - dźwięk dzwonu.
Nie boję się pęknięć -
one tworzą rytm mojego spokoju.

Siedzę w oku złotej spirali,
gdzie czas przestaje istnieć.
Z pustki wychodzi forma,
z bólu - cicha mądrość.

Niech wszystko się rozsypie -
ja zostanę środkiem.
Złote kręgi trzymają mnie,
jakby znały moje prawdziwe imię.

 
DEFORM: CIEŃ PĘKNIĘCIA
(DEFORM nr 23)
 

Cień pęknięcia

Cień nie krzyczy - on pamięta.
W nim mieszka to, co zostało złamane.
Pęknięcie nie jest końcem,
lecz ścieżką, którą wraca światło.

Na skórze ciemność tańczy z blaskiem,
złoty ślad prowadzi przez ranę.
Nie widać twarzy, tylko cień,
ale to wystarczy, by zrozumieć.

Słońce nie osądza pękniętych,
maluje ich kontury z szacunkiem.
Milczenie boli najgłębiej,
lecz to w nim kiełkuje siła.

Złoto nie leczy, lecz uwzniośla,
uczyniło z bólu ornament.
Ciało - pół cień, pół światło,
nie szuka symetrii, lecz równowagi.

Każde pęknięcie to wybór -
rozsypać się, albo świecić.
Ja wybrałem trwać w rozdarciu,
które już nie boli, lecz opowiada.

 
DEFORM: SPĘKANY PROFIL
(DEFORM nr 24)
 

Spękany profil

Twarz w półcieniu - wyryta w kamieniu,
lecz z duszą kruszącą skały.
Spękany nie przez czas,
lecz przez myśli, które milczą.

Linia złota jak blizna losu
przecina czarne milczenie skóry.
Nie ma łez, nie ma słów -
jest jedynie obecność.

Pamięć wsiąka w kontur szyi,
jak atrament w ryżowy papier.
Cień Księżyca osiadł w oczodole,
niewypowiedziane czeka w profilu.

Nie jesteś z gliny, nie z marmuru,
jesteś z oddechów i popiołu.
Każde pęknięcie to modlitwa
za to, co nie mogło trwać.

W tej ciszy jest echo wojny,
ale też początek pokoju.
Zamknij oczy - usłysz siebie.
Spękany profil, a jednak pełen.

 
DEFORM: NOWA FORMA
(DEFORM nr 25)
 

Nowa forma

Złamany dawniej - dziś zbudowany,
ze światła i pęknięć zrośniętych złotem.
Nie jest już ciałem, co znało ciężar,
lecz strukturą, co wytrwała burzę.

Ramiona nie dźwigają winy,
a tors nie chowa bólu w napięciu.
Każda linia to opowieść -
każde cięcie - ziarno światła.

Maska nie skrywa - ona odsłania.
Odbudowany jak świątynia
z gruzów dawnego „ja”.
Nowa forma - niepokonana.

Krąg czerwieni za jego plecami
to słońce odrodzenia - i śmierci.
Cisza przeszłości drży w konturach,
a przyszłość jeszcze nie ma głosu.

Lecz kształt już stoi.
Nie chwiejny, nie pyłowy -
lecz zdefiniowany jak mantra:
jestem. i jestem nowy.

 
DEFORM: ROZKFIT BLIZNY
(DEFORM nr 26)
 

Rozkwit blizny

Nie każda rana krwawi,
nie każda łka w cieniu.
Czasem blizna staje się ogrodem,
a pęknięcie - linią życia.

Z wnętrza bólu wyrasta łodyga,
na ramieniu zakwita cisza.
Kwiat nie rośnie w doskonałości,
lecz w popękanym marmurze.

Pamięta dłonie rozpaczy,
lecz zwraca się ku słońcu.
Nie zna wstydu - zna przemianę.
Nie zna litości - zna dumę.

To, co złamane, teraz świeci,
spoiwem - złotem doświadczenia.
A każdy płatek to decyzja,
by nie zgasnąć - lecz rozkwitnąć.

W ciele - pamięć,
w kwiatach - wybór.
W bliznach - piękno,
które już nie boli.

 
DEFORM: ODBICIA W FALI
(DEFORM nr 27)
 

Odbicia w fali

Twarz rozbita w tafli ciszy,
drży jak wspomnienie bez głosu.
Fala niesie cienie myśli,
każda - inna, każda - moja.

Złoto pęknięć błyszczy w wodzie,
nie wstydu - lecz powrotu znak.
Jak księżyc zanurzony w smutku,
tak i ja - podwójna, naga.

Nie wiem, która z nas jest prawdziwa,
ta nad, czy ta pod wodą.
Obie bolą jednakowo,
obie milczą - doskonale.

Woda leczy, ale pamięta,
zapisuje pęknięcia w kręgu.
Krąg po kręgu oddycham łzami,
choć nie płaczę - już od dawna.

Rozpuszczam się w odbiciu,
staję się ruchem, nie formą.
W tej chwili - jestem wodą,
jestem falą, co niesie światło.

 
DEFORM: CISZA W RUINIE
(DEFORM nr 28)
 

Cisza w ruinie

Wśród popiołów własnych myśli
siedzę - nie jak skała, lecz jak cień.
Z pęknięć nie sączę bólu,
lecz światło - zaklęte w bliznach.

Każda szczelina - modlitwa
do tego, co nie przemija.
Nie boję się rozsypania,
bo wiem, że z niego powstaję.

Ruina to nie koniec drogi -
to miejsce, gdzie milknie ego.

Oddycham kruszącym się tlenem,
który nie musi już walczyć.
Ciało - jak świątynia po trzęsieniu,
wciąż stoi, choć bez dachu.

W złocie odnajduję centrum,
w ciszy - nieskończony krąg.
Ziemia trzyma mnie łagodnie,
choć już nie jestem całością.

Bo właśnie tu, w rozsypce,
siedzi ten, kto przetrwał -
i nie krzyczy.

 
DEFORM: OGNISTY ODDECH
(DEFORM nr 29)
 

Ognisty oddech

Z popękanego gardła
wypuszczam ogień - nie krzyk.
To nie gniew, lecz czysta prawda,
która nie mieści się już we mnie.

Złote żyły pulsują głosem,
który nie zna kłamstwa.
Każdy płomień to wers przeszłości,
spalający resztki wstydu.

Nie jestem już ciszą -
jestem ogniem, który zna smak zimna.
Wypowiadam siebie na nowo,
nie słowami, lecz oddechem.

W środku spaliłem lęk,
na zewnątrz roztapiam mrok.
Mój oddech to tchnienie feniksa,
który nigdy nie umiera w pełni.

Nie boję się płonąć -
bo wiem, że z popiołu
wychodzą ci, którzy ocaleli.

 
DEFORM: KORZENIE BLIZN
(DEFORM nr 30)
 

Korzenie blizn

Stoję boso na ziemi,
która zna każdy mój upadek.
Blizny schodzą w głąb nóg,
jak pędy złotych wspomnień.

Nie rosnę w niebo,
lecz wrastam w siebie.
Każdy ślad na skórze
to ścieżka w głąb korzeni.

Złoto nie tylko leczy -
ono pamięta ból z czułością.
Ziemia nie pyta,
czy jestem cały.

Przyjmuje mnie
z pęknięciem i światłem.
Z blizn wyrastają drzewne nici,
wiążące mnie z czymś większym.

Nie chcę już uciekać
od tego, co mnie zbudowało.
Zostałem.
I zacząłem zapuszczać korzenie.

 
 

Zakończenie ?

Nie wiem, czy to, co właśnie zobaczyłeś, było sztuką.
Może to był szept.
Może blizna.
Może echo czegoś, czego nie potrafiłem powiedzieć słowami.

Te obrazy nie proszą o zrozumienie.
Nie chcą być ładne.
Nie potrzebują zgody.
One są – jak my wszyscy – niedokończone, popękane, drżące.

Każda linia złota to nie triumf.
To ślad, że coś się rozsypało, ale nie przestało istnieć.
To decyzja, by nie ukrywać ran, ale uczynić z nich architekturę trwania.

Jeśli zostanie w Tobie jedno spojrzenie – niech będzie głębokie.
Jeśli jedno drżenie – niech poruszy coś, co było nieruchome.
Jeśli jedno pytanie – niech nie domaga się odpowiedzi.

Ta wystawa się kończy,
ale jej echo może trwać –
w Tobie.
W cichym miejscu między sercem a pamięcią.
Tam, gdzie to, co kruche, jest najprawdziwsze.

Bo nie sztuka nas ratuje.
Tylko prawda.
A czasem jedno i drugie
spotyka się w pęknięciu.

– Sobiesław Książek